Odczekała chwilę. A że nie była nad wyraz cierpliwa — chwila ta dłużyła jej się niemiłosiernie. Minuty zdawały się rozwlekać w godziny, co było oczywiście czystą bzdurą. Dopiero gdy gałęzie, za którymi ukryła się różowłosa, poruszyły się delikatnie, uznała, że to jakiś sygnał. No, albo zwiadowczyni wraz z różowymi włosami nabawiła się też wesz albo innych owsików. Jak się okazało — miała rację. Ułamek chwili późnej Viltis wystrzeliła z kryjówki, pędząc w kierunku kuca. Trafiła im się co prawda sztuka ranna i osłabiona — ale na szczęście konie miały cztery kopyta, więc trójka nadal była z całą pewnością nienaruszona. A co za tym idzie — zdatna do użytku. Zwilżyła nos, mknąc niczym strzała w stronę zamieszania. Ominęła wierzgające chaotycznie kopyta, ruszając trochę z boku stworzenia. Wyskoczyła, w locie dobywając sztylet. Żądło pięknie weszło w udo kuca, więc wbiła je najmocniej jak dała radę i szarpnęła. Obrzydliwa rana rozlała się po całym tylnym rejonie ofiary. Nie poprzestała na tym, raz po raz raniąc zwierzynę.
Kuc klęknął, nie mając już siły walczyć.