Zmrużyła lekko ślepia, obserwując każdy ruch kolegi po fachu. Zakołysała nawet lekko ogonem, przywdziewając na pysk maskę niezadowolenia. W znacznej części udawanego, jak to z maskami wszak bywa. Pokręciła nawet głową oraz zacmokała krótko, dla nieco lepszego efektu.
— Powinnam się domyślić, że chodzi o interesy. Zaprosiłbyś mnie kiedyś tak po prostu na piwo czy nektar — rzuciła swobodnie, nienagannie odgrywając karcącą nutkę w tonie głosu. Zaraz jednak uśmiechnęła się delikatnie i łapą klepnęła torbę, tak, że zwoje zakołysały się lekko. — Masz wyczucie, właśnie miałam się zapoznać z nowymi recepturami — przyznała. Co prawda liczyła, iż nauczy się ich w zaciszu domowym, niemniej skoro zaszła potrzeba — równie dobrze mogła do zwojów zajrzeć tutaj, teraz. Kontrolnie zerknęła w stronę miejsca, gdzie jakiś czas temu pojawiły się cholerne wrota do piekieł. Na razie jednak nic ze skarpy nie wyłaziło, co przyjęła z ulgą.
— Co mu tu mamy... — rzuciła do siebie, rozwijając jeden z zapisanych zwojów. Jeśli Ammat zajrzałby jej przez ramię, dojrzałby jedynie niezrozumiałe szlaczki. Magia jednak pozwalała Neffrei zrozumieć treść zapisów. — Czujności, zgadza się? — upewniła się, wiodąc wejrzeniem po dziwnych znakach. — Końskie kopyto, liść czarnej paproci, mocny rzemień na którego wykonanie będę potrzebować kawałka skóry oraz tłuszczu foki, włosy ptasznika i nieco żywicy. Oraz coś w ramach zapłaty, dla stałego klienta: dowolny surowiec, który akurat będziesz miał na zbyciu — wzruszyła barkami. Raz jeszcze przyjrzała się zapisowi receptury, po czym zwinęła zwój. — Wszystko zrozumiałe?