ZDARZENIE INDYWIDUALNE
_____________________________
Opierając się na użyczonym przez jasną wilczycę barku opuścił arenę, wychodząc na Martwe Równiny. Oczywiście samica zdążyła mu wspomnieć, jak nazywa się ta rozległa połać niczego i musiał stwierdzić, że nazwa ta jest jak najbardziej adekwatną. Szli powoli, dostosowując się do tempa rannego seniora. Zdecydowanie potrzebował
Tenebris florum, miał nadzieję, że natrafią na tak teraz mu wskazaną bylinę.
Dwie pary oczu rozglądały się uważnie dookoła, zarówno wypatrując rośliny, jak i potencjalnego zagrożenia. Znajdowali się na otwartym terenie, do tego on osłabiał ich duet.
 Anioł Stróż | — Ostatnim razem widziałam te roślinę gdzieś tutaj... — odezwała się niegłośno, przerywając przedłużającą się ciszę. Nawet sępy dały im spokój, zostając ponad areną. Świat dookoła milczał. Jakby dawno już zakończył swe istnienie. |
Skinął jej powoli łbem. Czuł, że z każdą kolejną chwilą słabnie, jednak wiedział doskonale, że nie miał czasu na odpoczywanie. Bakterie szalały w najlepsze w ranie, a on jedynie modlił się, że nie zdążyły się jeszcze rozpełznąć po całym krwiobiegu. Każda chwila mogła być jego ostatnią.
Los dzisiaj był dla niego łaskawy. W spękaniu w glebie dojrzał nieco bladozielonych, niemalże wręcz szarych, niewielkich płatków. Wskazał gestem głowy roślinę, prosząc towarzyszkę, aby zaprowadziła go bliżej. Klęknął przy bylinie, wsunął w nią nos. Potrzebował kwiatów, a jak na złość żadnego nie widział... Już niemal stracił nadzieję i zaczął już poszukiwać planu B, kiedy natrafił na fioletowoszare płatki. Dokładnie takie, jakimi opisywała je babka. Zerwał roślinę i ostrożnie roztarł pomiędzy łapami płatki na proszek, który następnie wmasował w ranę.
—
O ile babka nie kłamała, roślina ta ma silne właściwości odkażające, wspomaga gojenie się ran — wyjaśnił. W duchu miał nadzieję, że pomaga również pod kątem ewentualnych blizn; miał ich dość sporo i doprawdy nie potrzebował kolejnej. Podniósł oczy na lica samicy i skłonił jej nisko głową. —
Dziękuję — szepnął cicho. —
Czy mogę ci się jakoś odwdzięczyć? — spytał, nie odrywając od niej spojrzenia. Lubił na nią patrzeć. Nie podejrzewał, że przed śmiercią zdąży znowu
to poczuć. Niewiele o niej wiedział, nawet nie znał Jej imienia... A jednak wcale mu to nie przeszkadzało, by obdarzyć ją sympatią. Prawdopodobnie stał się ofiarą głębokiej wdzięczności, jaką wobec niej wyhodował. Była jego Aniołem Stróżem. Uratowała mu skórę.
 Anioł Stróż | — Najpierw powinieneś odpocząć — odpowiedziała łagodnie, gestem głowy wskazując na wysoką skałę, która rzucała dość cienia, aby mogli się w nim ulokować. — Między innymi od palącego słońca, dość ci już witaminy D na dzisiaj — powiedziała spokojnie, prowadząc go pod kamień. Słońce wisiało dość nisko ponad horyzontem, lada moment wyprze je księżyc w swym orszaku gwiazd, zalewając niebo granatem. |
Poczuł się bezpiecznie. Dawno tak się nie czuł. Nawet nie wiedział, kiedy, zasnął.
A Ona czuwała nad spokojem jego snu.