Chociaż naprawdę próbował — skupienie nie przychodziło mu dzisiaj łatwo. Ba, wyjątkowo się rozpraszał. Narzucał na siebie presję, której nie potrzebował i która wcale nie musiała istnieć. Przewrotny los wcale nie chciał mu ułatwić życia. Potrząsnął nagle czerepem, starając się wrócić do rzeczywistości. I wtedy zobaczył, iż Musta Yö wyjątkowo pewnie ruszyła w kierunku... jakimś, nie był pewien. Zakołysał lekko ogonem. Czyżby szamanka natrafiła na coś interesującego? Oczywiście, że tak. Bo przecież byla cenniejsza od niego. I chociaż naprawdę — Ithil mu świadkiem — nie chciał czuć niechęci wobec wilczycy, która nie dość, że nic mu nie zrobiła, to jeszcze zdecydowała się niemal bezinteresownie mu dopomóc w polowaniu, to nie był w stanie się tych demonów w głowie wyzbyć.
Ruszył za nią, zawierzając jej umiejętnościom.
Pośród zapachów pojawił się i on — trop sarny, wyraźny, kuszący, wręcz wołający "znajdź mnie".
Jeśli tylko wilki zdecydowały się ruszyć zgodnie z tym tropem (a by dodatkowo nie przedłużać pozwolę sobie założyć, że tak właśnie było) po kilkunastu minutach dostrzec mogły cel wycieczki. Sarna europejska capreolus capreolus — nic nadzwyczajnego, a jednak dzisiaj zdecydowanie pożądanego przez dwójkę skrytych w zaroślach drapieżników. Strzygła uszyma niczym kusicielka, prezentując ich walory. Tak, zdecydowanie to były ładne, zgrabne uszy. Idealne jako trofeum wieńczące to polowanie.
Całkiem okazała koza pochyliła się w stronę wody, widocznie spragniona po trudach powoli zmierzającego do zakończenia dnia. Niebo zaczynało szarzeć, choć jeszcze niedawno o tej samej porze byłoby zadziwiająco jasno. W krzakach niedaleko niej pasło się kilkumiesięczne koźlę. Prawdopodobnie już za kilka tygodni dołączą do stada. A raczej — dołączyliby...
Sarna wraz z potomkiem znajdowali się na przeciwnym brzegu łukowatej przerośniętej kałuży. Na razie nie była świadoma zagrożenia, a uszami poruszała po to, coby odgonić muchy, kłębiące się w okolicy. W tym samym celu machała kitką, co mogłoby być całkiem urocze gdyby nie fakt, że — chociaż koza jeszcze o tym nie wiedziała — była już martwa.
Wilki miały do pokonania nieszczególnie rozległe starorzecze — ot, wstęga szeroka raptem na pięć metrów. Woda nie była głęboka, prawdopodobnie w najgłębszym miejscu sięgnęłaby Muście do barku. Jeśli wilki spojrzą w lewo dojrzą, że wodopój kończył się jakieś piętnaście metrów dalej. Na co się zdecydują?