Strona 1 z 1
Martwe Równiny
: 26 sty 2025, 21:10
autor: Mistrz Gry
Rozległa, nieurodzajna równina. Według wilczych tradycji, jest to miejsce, gdzie nie tylko pojedyncze osobniki, ale i całe klany stawały do honorowych pojedynków. Motywy bywały różne... Od treningów aż po osobiste urazy. I mimo tego, jak wiele razy karmiono tę ziemię krwią, nie wyrosła na niej ani jedna roślina.
Martwe Równiny
: 26 sty 2025, 22:25
autor: Banna
/zdarzenie
Z wszystkim tym, co znaleźli z Adayą podczas swojej krótkiej raczej wycieczki, Banna niósł niemal z namaszczeniem w torbie. Z Wilczej Osady prowadził na północ, ku coraz bardziej jałowym ziemią. Po swej prawicy widzieli wulkan Ognistych, a lewej z kolei nad horyzontem majaczyła inna, mniej przyjemna góra. Czerwonokity wilk patrzył w stronę terenów Cienia od czasu do czasu, rozglądając się równie uważnie po opustoszałych bezdrożach. W końcu znalazł zdaje się odpowiednie miejsce, po przystanął, popatrzył na kamienistą ziemię pod łapami i odłożył plecioną torbę na bok. Odsunął parę kamieni na bok, tworząc niewielki krąg, w środku którego ułożył na sobie cedrowe gałązki. Jedną z nich wziął i skierował się w stronę Adayi, która pewnie coraz bardziej skołowana patrzyła na to, co robił.
— Adayo Biały Płomieniu, czy uczynisz mi ten zaszczyt i użyczysz płomienia? — Spytał nad wyraz wyniośle jak na siebie, choć też było jasne, że samą cedrową gałązkę trzyma wręcz z namaszczeniem i czeka na werdykt towarzyszki. Nie mógł sam wzniecić ognia, jeżeli miał przy sobie prawdziwą kapłankę.
Martwe Równiny
: 05 lut 2025, 21:55
autor: Adaya
podążała za nim, dalej ciekawa gdzie ją prowadzi. Do tej pory starała się po prostu cieszyć dniem i sielankową atmosferą, ale powoli ciekawość już zaczynała ją pożerać. Gdy jednak dotarli do kolejnego przystanku, a Banna zaczął zbierać kamienie i gałązki na ognisko obiecała sobie, że jeśli zaraz nie powie jej o co chodzi, to tym razem już będzie musiała to na nim wymusić. Ognisko sugerowało postój. I to w dodatku w miejscu, które nie wiedzieć czemu, budziło w niej niezbyt przyjemne emocje. Jak długo zamierzał ją jeszcze tak zwodzić?
Odezwał się kilka chwil przed tym, gdy już miała nie wytrzymać. Oh?
Przez moment patrzyła na niego ze zmieszaniem. Naprawdę nie była w stanie się przyzwyczaić do tego, że ją tak nazywa. I to nie dlatego, że brzmiało to dziwnie z warg wilka z zupełnie innych stron, wręcz przeciwnie. Czasem była w stanie zapomnieć, że już nie jest w domu...
Wreszcie uśmiechnęła się, trochę nawet starając się zamaskować wzruszenie w oczach.
— To będzie dla mnie honor. — powiedziała, schylając lekko łeb.
Uniosła łapy tak, by mieć pomiędzy nimi koniec gałązki. Na chwilę skupiła wzrok w jednym punkcie na jego końcu, próbując zebrać tam energię, a zaraz potem — może nawet szybciej niż się spodziewała — koniuszek patyczka zaczął czernieć, dymić się, a w końcu zajął się płomieniem. Dała mu jeszcze chwilę, chroniąc go przed podmuchami wiatru, jak świeże, słabe życie, niegotowe jeszcze do samodzielności, ale gdy zaraz potem urósł lekko w siłę, zabrała łapy i chwilę jeszcze uwiesiła na nim wzrok.
— Złączmy się siostry w śpiewie
zapatrzmy razem w płomień
niechaj rozpali nadzieję
w sercach, we mnie i w tobie — zanuciła cichutko.
Martwe Równiny
: 05 lut 2025, 23:41
autor: Banna
Nawet jeżeli Banna wciąż nic nie wyjaśniał, w przeciągu chwili stało się jaśniejsze, o ile nie jasne, co robi. Kamienny krąg dla niewielkiego ognia rozpalonego gdzieś na skraju ziem nie dotkniętych przez zło był aż za bardzo wymowny.
Z uśmiechem przyjął cenny płomień od Adayi i nim rozniecił go z namaszczeniem wśród pozostałych gałązek, machnął łapą nad dymem unoszącym się z płomienia tak, by ten poleciał w stronę wilczycy. Było to błogosławieństwo, którego nauczył się od swojej rodziny. Sam też wziął i dla siebie trochę tego dymu, ale już z większego ogniska.
Adaya śpiewała, więc Banna zdecydował się nic więcej nie mówić, choć i on pewnie znał jakieś słowa, które mogłyby ten niewielki ogień pobłogosławić. Tymczasem do akompaniamentu pieśni wyjął ze swojej torby kalinę i szałwię. Tę pierwszą rozmyślnie wrzucił w ogień, a płomienie buchnęły ochoczo, jakby dostały w swe posiadanie coś wyjątkowo smacznego. Potem zmiażdżył szałwię głośnym klaśnięciem w łapy i rozkruszoną wrzucił w ogień. Ogień jakby magicznie uspokoił się, a dym popłynął równą strugą ku niebu, od czasu do czasu wijąc się od powiewów wiatru.
— Gdy kalina płonie rubinem wśród liści, na znak, że moc ognia złe moce oczyści, niech płomień rozświetli, co skryte w ukryciu, by prawda zakwitła w odrodzonym życiu. Tak mawiają. — Wyjaśnił, gdy najwyraźniej skończył swoją niemą modlitwę i teraz tylko patrzył w stronę terenów Klanu Cienia na martwy wulkan, który już nie dawał ognia. — Święta szałwia z kolei w dymie snuje swe zaklęcia.
Potem spojrzał na Adayę i dodał:
— Dziękuję, że ze tu ze mną przyszłaś.
Martwe Równiny
: 09 lut 2025, 23:58
autor: Adaya
gdy skończyła, zamilkła, pozwalając palonym ziołom wypełnić zapachem jej nozdrza. Z niejaką nostalgią wpatrywała się w ogień ślący strugę dymu w niebo. Trochę niby zahipnotyzowana, wsłuchiwała się w słowa Banny, otrząsając się i mrugając kilkakroć, gdy skończył. Uniosła wzrok by spleść z nim spojrzenia.
— Dziękuję, że mnie zabrałeś. — powiedziała miękko, naprawdę doceniając ten gest. Nie wiedziała ile może zdziałać tak niewielki rytuał względem pełznącego z pobliskiej góry zła, ale wciąż wystarczał on by podsycać tlącą się w wilczycy nadzieję. W końcu nawet jeśli tu była zaledwie ich dwójka, tam wokół wulkanu zebranych było znacznie więcej, wszyscy zjednoczeni przez płomień Feniksa.
Martwe Równiny
: 10 lut 2025, 20:51
autor: Banna
Banna w końcu szeroko się uśmiechnął, wyszczerzając się. Zadumany nastrój gdzieś uleciał wraz z dymem świętego ognia. Sam ołtarzyk wyglądało na to, że nie będzie się palił wiele dłużej. Było tam ledwie parę suchych patyków cedru. Ogień ten jednak nie miał płonąć wiecznie. Miał służyć tylko jako nośnik krótkiej modlitwy, na którą najwyraźniej Bannę tego dnia naszło.
— Przyjemność po mojej stronie. — Śmiał się. — Dobrze, że nie nawiałaś po drodze. — Być może wilk bał się, że Adaya uzna go po prostu za czuba podczas tej wyprawy. Tym czasem okazało się, że są sobie bliżsi, niż się wcześniej spodziewali.
— W taki razie jeden ołtarzyk mniej. Wracamy? — Zapytał, wyraźnie gotując się do drogi powrotnej. Jego czerwony od spodu ogon powiewał na wietrze jak spokojnie płonący płomień.
/koniec zdarzenia
Martwe Równiny
: 11 lut 2025, 17:44
autor: Adaya
trwała jeszcze kilka sekund w tym zadumanym stanie, ale nastrój Banny zawsze udzielał jej się momentalnie. Nie wiedziała do końca czemu, ale zawsze w jego towarzystwie czuła się spokojniejsza i bardziej zrelaksowana. Być może była to jego aura cheruba, a może po prostu Banna taki był — tego na pewno nie umiała by ocenić. Zaraz więc również uśmiechnęła się szeroko.
— nie wiem czemu bym miała. — powiedziała całkiem szczerze — Zapłoną kolejne. — obiecała, może jemu, może sobie.
A potem kiwnięciem pyska odpowiedziała na ostatnie pytanie i prawdopodobnie ruszyli w drogę powrotną.
//zt
Martwe Równiny
: 11 lut 2025, 20:45
autor: Banna
I tyle ich było, drogę powrotną spędzili na zupełnie zwyczajnych rozmowach.
/zt
Martwe Równiny
: 28 maja 2025, 19:26
autor: Gressil
Przyszedł, bo chciał się ponapierdalać i sprawdzić swoje kości w akcji. Stanął więc na środku areny i czekał na jakiegoś śmiałka.
Martwe Równiny
: 02 cze 2025, 23:55
autor: Gressil
Opuścil to miejsce zupełnie sam. /zt
Martwe Równiny
: 09 cze 2025, 13:10
autor: Fáyra
[ wydobycie korzeń żmijowca ]
Wiatr smagał piasek wokół jej łap, a słońce chyliło się ku zachodowi, rzucając długie cienie na jałową ziemię. Fayra zbliżała się do miejsca, gdzie pustynia stykała się z twardym, porośniętym z rzadka jałowcem gruntem. W nozdrzach poczuła coś gorzkiego, ziemistego, o lekkiej, pikantnej nucie. Przystanęła, pochylając łeb ku ziemi. Tam, między kamieniami, wśród suchej trawy – dostrzegła pokręcony kształt. Korzeń, cienki i bladobrązowy, wychylał się spod piasku jak zaklęty wąż. Żmijowiec.
Martwe Równiny
: 09 cze 2025, 13:13
autor: Fáyra
Fayra ugięła łapy, siadając przy znalezisku. Zaczęła delikatnie usuwać piasek i kamyczki, uważając, by nie uszkodzić cennego korzenia. Ten zdawał się ciągnąć głębiej, splatając się z ziemią jak sieć. Przez chwilę wahając się, zsunęła pazury i zaczęła ostrożnie podważać ziemię. Sucha gleba opierała się, ale w końcu jeden z segmentów ustąpił. Zapach korzenia wzmocnił się – był drażniący i niemal piekący w nosie. Tak, to z pewnością on.
Martwe Równiny
: 09 cze 2025, 14:03
autor: Fáyra
Z ostatnim ruchem łapy Fayra wysunęła korzeń Żmijowca z ziemi. Był długi, powyginany i lekko lepki od soku, który błyszczał w zachodzącym słońcu. Wilczyca obejrzała go uważnie, upewniając się, że jest nienaruszony. Owinęła znalezisko w suche źdźbła trawy i schowała do małego zawiniątka z liści, które miała przy sobie. Z wdzięcznością spojrzała na miejsce, z którego go wydobyła – w tej surowej ziemi kryła się siła. Ruszyła z powrotem ku terenom natury, czując, że jej lemoniada będzie... naprawdę wyjątkowa i oczywiście ma nadzieję, że zasmakuje Morri.
/zt