Strona 9 z 9
Leśna Idylla
: 14 cze 2025, 12:31
autor: Caitlyn
Jeśli wypadła z polo ro wrócił do walki...
Odeszła... jednakże — nie odeszła do końca.
Caitlyn wciąż walczyła — choć z pozoru oddaliła się od cielska. Jej ciało mogło się cofnąć, ale umysł, zmysły, każdy nerw wciąż tętnił tym napięciem. W oczach błyszczał czysty ogień zemsty, nieugaszony — jakby jeszcze nie nadeszła chwila, by pozwolić sobie na koniec...
Nie zabiła. Jeszcze.
Nie dlatego, że nie potrafiła.
Nie dlatego, że nie mogła.
Po prostu — czekała. Na właściwy moment...
Jej łapy wciąż napięte, pazury gotowe. W pysku metaliczny smak krwi — cudzej, ale dobrze już znanej. Wciąż z niej nie spłynęła. Wciąż nie zmyta, nie wypluta. Pysk umazany w szmaragdzie, choć sama jej sierść była w podobnej barwie.
Kąsała żubra po ścięgnach, licząc, że go spowolni...
Nie mrugnęła. Nie opuściła gardy.
Jeszcze nie...
Leśna Idylla
: 14 cze 2025, 20:34
autor: Azaakai
Stała jak sparaliżowana, wpatrzona w leżącego Ivarotha, jakby w jednej chwili cały świat zwęził się do jego klatki piersiowej — do tego, czy się uniesie nabierając kolejny wdech. Nie słyszała już gwaru wokół, nie widziała innych postaci, nawet słowa Beliara wybrzmiały w niej tylko jako odległe echo. Zdołała jedynie skinąć głową, jakby automatycznie przyjmując do wiadomości to, co powiedział, ale jej spojrzenie nie oderwało się od Iva ani na ułamek sekundy. Dopiero kiedy Żyleta do niego podeszła, Aza cofnęła się o krok, i wówczas dotarło do niej, że wstrzymuje oddech. Odetchnęła głęboko usiłując otrząsnąć się z tego durnego paraliżu. Czemu ją to tak obchodziło? Pytanie rozgościło się w niej jak cierń. Zacisnęła zęby, próbując odepchnąć je od siebie, zepchnąć w jakiś ciemny zakamarek myśli, jakby samo przyznanie się do niepokoju było czymś niebezpiecznym. Niewłaściwym. Głupim. Przecież nic ich nie łączyło. Zmarszczyła lekko nos, sama na siebie wściekła, że dała się tak ponieść. Jeszcze chwila i rzuciłaby się na pomoc! Zorientowała się, że inni zaczynają na nią zerkać, niektórzy pewnie słyszeli jej krzyk. Przeklęła się w duchu za tę słabość. Jakby na złość sobie samej, poprawiła postawę, prostując się i przybierając możliwie obojętny wyraz pyska. Niby tylko tak, od niechcenia, niby po prostu obserwowała z boku, jak Żyleta wykonuje swoją robotę. Ale kiedy uzdrowicielka cofnęła się od Iva i ten poruszył się — drgnęła. Tylko lekko, niemal niedostrzegalnie, ale jednak. Od razu skrzyżowała przednie łapy, jakby w ten sposób próbowała zablokować przed sobą własną reakcję. Zmusiła się, by nie podejść, nie rzucić pytania czy może wstać, czy coś go boli, czy czuje się lepiej. To byłby już kompletny absurd. Zamiast tego zrobiła coś, co uważała za jedyny rozsądny wybór, spojrzała w bok, jakby widok trawy był nagle o wiele ciekawszy. Potem ostentacyjnie przesunęła wzrokiem po innych, jakby chciała zaznaczyć, że w ogóle jej to nie obchodzi, że to nie ona pierwsza zareagowała. Że to wszystko był tylko zwykły odruch, ot zaskoczenie, nic więcej.
No i zajebiście — pomyślała z przekąsem. Świetnie. Teraz wszyscy będą myśleć, że coś ją to obchodzi. Cóż, Obchodziło. Ale tego nikt nie miał prawa się dowiedzieć.
Leśna Idylla
: 15 cze 2025, 12:46
autor: Ivaroth
Przez dłuższy czas był po prostu bezwładnym, nieruchomym cielskiem, któremu wszystko jedno, czy ktoś go gdzieś przenosi, czy układa go sobie na grzbiecie. Gdyby był przytomny zapewne by zaprotestował. Na szczęście jednak nie był. Jedną dobrą stroną takiego stanu rzeczy było to, że nie czuł bólu, który z pewnością byłby o wiele bardziej dokuczliwy niż cokolwiek, co do tej pory zdarzyło mu się odczuwać. Zdecydowanie nie pierwszy raz w życiu oberwał. Jednakże nigdy nie aż tak poważnie.
Nie był tak do końca pewien, co tak naprawdę go obudziło — smak krwi w pysku, czy poklepywanie po policzkach. Tak, czy owak, koniec końców rozwarł czerwone ślepia, skupiając je na osobie Żylety. Chyba dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że zielonooka coś do niego mówi. A zrozumienie sensu tych słów zajęło mu kolejny ułamek sekundy.
Skinął krótko głową w odpowiedzi na jej pierwsze pytanie. Żył. Tego akurat był pewien, czego nie można było powiedzieć o całej reszcie. Tak właściwie to nawet nie do końca był w stanie określić, co właściwie się stało. Wiedział tyle, że oberwał. Najwyraźniej dość mocno. I chyba stracił przytomność. Zaklął w myślach, zaciskając mocniej szczęki.
Ponownie pokiwał głową, przyjmując do wiadomości, iż musi udać się do uzdrowiska. Zaczynał utwierdzać się w przekonaniu, że wnętrze tego pomieszczenia będzie sobie oglądać jeszcze wielokrotnie. Być może każdy przez to przechodził. Właściwie to w jego mniemaniu miało to sporo sensu, by trzeba było zmierzyć się z bólem, nim stanie się silniejszym.
Powoli podniósł się do siadu. I zaraz zaklął pod nosem, gdy jego ciało zareagowało bólem. Ograniczył się jednak tylko do tego jednego, cichego przekleństwa i wykrzywienia wciąż umorusanego krwią pyska, nie chcąc po prostu publicznie afiszować się ze swoją słabością. Zwłaszcza, że po krótkim rozejrzeniu się dookoła dostrzegł Beliara i Ammata. W końcu to oczywiste, iż w towarzystwie Alfy nie chciał sprawiać wrażenia słabego. W końcu słabi giną marnie.
Szybko jednak jego uwagę przykuła Azaakai, stojąca całkiem nieopodal, która z jakiegoś powodu zdawała się usilnie unikać jego wzroku. Zmarszczył nieco czoło. Trochę go to zabolało, choć nie potrafił jednoznacznie określić, dlaczego właściwie tak było. W końcu do bycia ignorowanym całkiem dobrze już przywykł. W końcu od rodziny zbyt wiele uwagi nie uświadczył. Co właściwie uważał nawet za normę, nic, co powinno w jakikolwiek sposób budzić żal, czy złość. Jednakże gdy Aza robiła to samo... Cóż, to bolało. Bardziej, niż chciał się do tego przyznać.
Zacisnął mocno szczęki i sam odwrócił wzrok, ostatecznie skupiając go na byku. Już martwym. Czyli nawet nie mógł się wyżyć, wypruwając mu flaki. Może to i dobrze, w końcu niekoniecznie miał na to siłę, co jednak nie zmienia faktu, że trochę zepsuło mu to i tak już nienajlepszy humor.
Leśna Idylla
: 15 cze 2025, 22:51
autor: Kalahtem
Ten rogacz, którego matka cuciła właśnie własną krwią... Nie był to czasami brat Rothive? Ostatnim razem gdy go widział był jednak sporo niższy. Rogi zdaje się też mu urosły i choć rzeczywiście wyglądały imponująco — w dzisiejszym starciu z bykiem na niewiele się chyba zdały. Obserwował chwilę wydarzenia z boku, ciekaw czy samiec się ocknie, kątem oka spoglądając na nieco przesadnie zaaferowaną Azaakai. Cokolwiek sobie właśnie o tej dwójce pomyślał — myśl ta szczęśliwie nie opuściła jego głowy. Stracił zainteresowanie gdy rogacz za sprawą jego matki wrócił wreszcie do żywych, wówczas uszczknął sobie kawałek mięsa i spałaszował bez pośpiechu. Głupio byłoby narażać własne zdrowie i życie w polowaniu, stracić masę energii i finalnie odejść z pustym żołądkiem, prawda? Nadal czuł nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej za każdym razem gdy łapał oddech ale nie zamierzał zawracać teraz matce głowy. I tak miała tu jeszcze sporo pracy. Hmm... Może po prostu poczeka na nią w uzdrowisku? Rozejrzał się kontrolnie wokół, jakby próbował spojrzeniem namierzyć ojca, a kiedy i to mu się nie udało — odsunął się od truchła i korzystając z zamieszania — zwyczajnie się oddalił. /zt
Leśna Idylla
: 16 cze 2025, 13:30
autor: Caitlyn
Caitlyn zamarła w bezruchu — nie z powodu zagrożenia, a dlatego, że wszystko już zostało powiedziane przez krew i ciszę. Ofiary leżały bez życia. Żaden mięsień nie drgał. Żadne oko nie błyszczało resztką świadomości.
To był koniec...
Ale nie dla niej...
Rozejrzała się powoli po zgromadzonych wilkach. Oceniła ich wzrokiem, który niczego nie szukał — a tylko potwierdzał to, co i tak wiedziała. Wygrali. Przeżyli. I teraz będą jeść.
Ona nie.
Nie przyszła tu, by zaspokajać głód.
Zatrzymała wzrok na Ivaroth'cie— tylko na ułamek sekundy, z tą samą zimną rezerwą, którą trzymała dla wszystkich poza Iskariota. I wtedy, niemal szeptem, ale z precyzją, której nie można było nie usłyszeć, rzuciła..
— Veda... i smacznego... — Bez oczekiwania na odpowiedź, bez cienia zainteresowania w reakcjach, odwróciła się. Jej czerwone futro zniknęło pośród gęstwiny jak ciepła smuga krwi spływająca między kamieniami.
Nie była głodna.
Nie potrzebowała mięsa.
Potrzebowała czegoś innego...
/zt.
Leśna Idylla
: 20 cze 2025, 15:11
autor: Ivaroth
W końcu się podniósł, pożegnał krótkim "veda" i powlókł się z powrotem w stronę klanowych terenów, trochę utykając.
/zt, zapomniałam, że tu jeszcze jestem x'd
Leśna Idylla
: 20 cze 2025, 15:40
autor: Ammat
Pożegnał się ze wszystkimi i wytuptał/zt
/ zapomniałam o tym tez ;v
Leśna Idylla
: 22 cze 2025, 14:20
autor: Żyleta
Uważnie śledziła każdy ruch Ivarotha, aż upewniła się, że ten wstał o własnych siłach i nie padnie jej za najbliższym zakrętem. Dopiero wtedy jej łapa opadła, zmęczona i drżąca, a ona sama westchnęła przeciągle, jakby ten jeden, krótki moment zawierał w sobie cały ciężar minionych wydarzeń. Przeniosła wzrok na Azaakai, która nadal uparcie udawała, że nic jej to wszystko nie obchodzi. Żyleta nie miała w zwyczaju łamać czyjegoś oporu bez potrzeby, ale doskonale wyczuwała napięcie. Widziała to spięcie mięśni, które zdradzało więcej niż cała powściągliwa poza, szczególnie, że jeszcze przed chwilą wilczyca była dla odmiany bardzo przejęta.
— Ty też. Do uzdrowiska. — Powiedziała po prostu, zatrzymując na niej spojrzenie. Będziesz miała pretekst, żeby posiedzieć przy nim w środku i udawać, że przyszłaś tam dla siebie. Pomyślała, choć nie powiedziała tego na głos, bo spodziewała się, że to wywoła tylko kolejną falę buntu. Następnie nie czekając na odpowiedź, odwróciła się ku Nyks, wyraz twarzy Inkwizytorki momentalnie złagodniał, uśmiechnęła się do małej puszczając jej oczko.
— Gdyby ktoś jeszcze mnie potrzebował, to wiecie gdzie będę. Smacznego. — Dodała pogodnie do pozostałych, uszczknęła kawał mięsa na później, pożegnała się jeszcze cichym 'veda' i tyle ją widzieli.
/zt
Leśna Idylla
: 22 cze 2025, 14:28
autor: Azaakai
Czuła na sobie spojrzenie Żylety jeszcze zanim padły słowa. Wiedziała, że uzdrowicielka ją obserwuje, wiedziała też, że nie umknęło jej ani jedno drgnięcie mięśni, żadna nerwowa reakcja. Gdy polecenie padło, wilczyca nawet nie zdążyła się oburzyć. Po prostu zamarła, napięta jak cięciwa, przez sekundę mając wrażenie, że wszyscy znowu się na nią gapią. Zacisnęła zęby. Świetnie. Po prostu świetnie. Jeszcze tego brakowało. Jakby za mało już pokazała. Ale nie zamierzała teraz zignorować polecenia mentorki, nie była przecież głupia. byt dobrze znała ten ton, zbyt dobrze znała te spojrzenia, żeby próbować się wymigać bez konsekwencji. I choć fakt, że ktoś jej coś nakazywał, rozbudzał w niej fale gniewu, to dobrze przecież wiedziała, że prędzej czy później i tak zakręciłaby się dookoła rogatego. Tyle że miało to wyglądać inaczej. Dyskretniej. Nie odparła nic. Nie było sensu. Skinęła tylko krótko głową, niemal z niechęcią. Gdy Żyleta odeszła, Aza wzięła głęboki oddech i dopiero wtedy pozwoliła sobie zerknąć na Iva. Ruszył już do przodu. Sztywny, utykający, ale żywy.
— Veda. — Rzuciła cicho, ruszając dopiero po chwili, jakby chciała dać wszystkim czas, by zapomnieli, że jeszcze tu stoi. Szła spokojnie, łapami wycinając rytm w miękkiej ziemi, spojrzenie miała utkwione gdzieś w dal, choć tak naprawdę widziała tylko jego plecy, ciemną sylwetkę oddalającą się z każdą chwilą. I czuła, jak coś w niej szarpie się i milknie jednocześnie. Potrzeba, żeby sprawdzić, czy nic go już nie boli, i wściekłość, że ta potrzeba w ogóle w niej powstała.
/zt