Strona 6 z 6
Wodopój
: 28 cze 2025, 19:22
autor: Vaelcarth
Antylopa była silna. Walczyła. Jej racice pruły powietrze, rogi próbowały dosięgnąć któregokolwiek z napastników. Ale każdy jej ruch był spóźniony — zbyt ciężki, zbyt chaotyczny, zbyt rozpaczliwy. Zobaczył, jak Averill trzyma gardziel, jak Jutrzenka wbija zęby w bok i napiera ciężarem. Zwierzę zachwiało się, jęknęło przeciągle — może to był ostatni apel do bogów jej świata. Może tylko instynkt. W tej samej chwili Vael dopadł jej z drugiej strony, tuż za żuchwą, tuż przy podstawie czaszki. Nie atakował jak rozjuszone zwierzę — tylko precyzyjnie. Wiedział, gdzie trafić. Zawarczał głucho, a potem zatopił kły w miękkim łączeniu szyi z karkiem. Zgrzyt zębów na kości. Trzask, chrupnięcie. Szarpnął z całą siłą, aż poczuł, że coś puściło. Antylopa zadrżała, jej przednie nogi ugięły się jak podcięte. Ciało osunęło się na ziemię, wciąż drgało — przez chwilę. A potem zamarło. Martwa. Vael jeszcze przez moment nie puszczał. Czuł pod językiem krew, gorącą, pulsującą, teraz powoli cichnącą. Wreszcie rozwarł szczęki, pozwalając, by ciało upadło z głuchym łup na ściółkę. Oddech miał ciężki, parujący w chłodnym powietrzu, ale w oczach błyszczała iskra dumy. Spojrzał na Jutrzenkę — zakrwawioną, dziką, piękną w tej surowej chwili. Potem na Averilla — lojalnego, skutecznego jak zawsze.
— Dobrze zrobione — rzucił nisko, głucho.
Wodopój
: 28 cze 2025, 20:18
autor: Averill
Feniks ostatnio nieźle go błogosławi — znalezienie partnerki takiej do końca jego dni, przyjęcie demona A teraz jeszcze udane polowanie. W dodatku miał swoją wymarzoną zbroję od kowala. Czego chcieć jeszcze ? W dodatku miał dobrego kumpla i do tańca i do różańca jak to mówią. Właściwie miał całkiem szzęśliwe życie. W końcu poczuł jak antylopa pod jego pyskiem upada a siły witalne odchodzą do Feniksa. Złapał oddech i spojrzał po towarzyszach. Ileż to z Vaelem polowań odbyli? Sporo. Oni wiedzieli co i jak już bez słow.
Wodopój
: 29 cze 2025, 10:28
autor: Vaelcarth
Vael trwał jeszcze chwilę w bezruchu, jakby jego ciało nie zdążyło jeszcze zrozumieć, że to już koniec. Że walka dobiegła końca, że ofiara padła. Że oni… pokonali życie. Ale wraz z opadającą adrenaliną — przyszło coś innego. Ból. Jak fala, gwałtowna i nieubłagana, przeszyła jego bark i bok, dokładnie tam, gdzie jedna z racic antylopy musiała go trafić w wirze walki. Najpierw był to tępy ucisk, który zignorował. Potem piekące pulsowanie. A teraz… teraz zdawało się, że mięśnie rwą się przy każdym oddechu. Pieprzony kopniak. Skrzywił się, drgając łbem na bok, jakby próbując zgubić ten impuls. Ale nie zniknął. Wręcz przeciwnie — pogłębił się, dobijając się do jego świadomości z każdym uderzeniem serca. Zasunął się nieco na bok, przysiadając na tylnej łapie, by odciążyć zranioną stronę. Nie robił z tego wielkiego widowiska, nie jęknął, nie zawarczał. Ale jego pysk lekko się spiął, kąciki warg nieco drgnęły — jakby walczył nie tylko z bólem, ale z przyznaniem się do niego.
— Cholera… — mruknął nisko, pół do siebie, pół do ziemi. — Kiedy to się stało?
Nie wiedział. Nie czuł w tamtym momencie. Teraz czuł aż za dobrze. Spojrzał raz jeszcze na Jutrzenkę i Averilla, z lekkim, zmęczonym półuśmiechem — takim, który miał uspokoić, że wszystko pod kontrolą, nawet jeśli do końca nie było.
[ -43 PŻ ]
Ps. Averill, a Ty ile uzyskałeś?
Wodopój
: 30 cze 2025, 13:11
autor: Promień Jutrzenki
Szarpanina nie trwała długo, wkrótce antylopa im uległa, padając na ziemię, gdzie wkrótce znieruchomiała na dobre. Trzymała ją jeszcze przez chwilę, by być pewna na sto procent, że wyzionęła już ducha. Dopiero wówczas cofnęła się nieco, unosząc zakrwawiony pysk i przybierając jakąś wygodniejszą pozycję. Odruchowo oblizała wargi, jednocześnie rozglądając się dookoła, spoglądając na obu samców. Napotkała spojrzenie Vaelcartha i uśmiechnęła się do niego, z zadowoleniem. Po czym obrzuciła wzrokiem resztę jego ciała. Uśmiech trochę zrzedł, gdy dostrzegła, że oberwał, zastąpiony odrobiną troski. Nie bała się o jego życie, w końcu ów uraz nie wyglądał na aż taki niebezpieczny, zresztą samiec zapewne potrafił całkiem dobrze radzić sobie z bólem. Jednakże mimo wszystko nie mogła patrzeć obojętnie, jak ktoś jej bliski go odczuwał.
Gdzieś w głębi jej świadomości rozległo się pogardliwe prychnięcie demona, który najwyraźniej uznał jej uczucia za żałosne. Skrzywiła się nieznacznie, po czym przeniosła wzrok na Averilla, jego także obrzucając badawczym spojrzeniem.
— Trzeba po powrocie zahaczyć o uzdrowisko? — spytała po prostu, łypiąc krótko na obu samców. Ją również jedna z tylnych łap zaczynała pobolewać coraz bardziej w miarę, jak poziom adrenaliny opadał. W pewnym momencie nawet przysiadła, by ją odciążyć. Pewnie by sobie poradziła bez pomocy uzdrowiciela, choć tę także przyjęłaby z chęcią. Jednakże sama nie leczeniu się nie znała, nie była więc w stanie stwierdzić, czy jej towarzysze nie oberwali mocniej.
Wodopój
: 30 cze 2025, 14:50
autor: Vaelcarth
Kiedy ich spojrzenia się spotkały, przez krótką chwilę zapomniał o bólu. Uśmiech Jutrzenki miał w sobie coś z triumfu — i coś więcej (w końcu postarał się o to, pod wpływem Kupidynowego Zaklęcia – ale wciąż xdd). Odwzajemnił go, nieznacznie. Lewy kącik pyska uniósł się nieco wyżej, jakby chciał powiedzieć: „Widzisz? Nic mi nie jest.” Ale kiedy jej wzrok zjechał w dół, a wyraz pyska zmienił się z dumy w zaniepokojenie… poczuł ukłucie. Nie w ranie, nie w łopatce — tam ból był tępy, znajomy. Prawdziwie ugodził go dopiero ten niepokój w jej oczach.
– Zahaczyć… możemy – rzucił w końcu, z pozorną nonszalancją. – Ale najpierw… muszę coś zrobić.
Podniósł się na łapy, z trudem skrywając grymas. Skóra ciągnęła się nieprzyjemnie w miejscu rozcięcia, a mięśnie pulsowały rytmicznie pod obciążeniem. Nie zwrócił na to uwagi. A przynajmniej — tak chciał, żeby wyglądało.
– Szkoda, żeby się zmarnowało – dodał ciszej i sprawnie zabrał się do działania. Palce pazurów wślizgnęły się pod napiętą skórę tuszy, wydobywając kolejne pasma, które mogły się przydać. Rzemienie.
[ wydobycie rzemień ]
Wodopój
: 20 lip 2025, 15:19
autor: Arithra
polowanie
ofiara: gronostaj (gr.1), dorosły, statystyki: s. 6 / z. 7 / cz. 5
łowca: Arithra (-0pż), wulkan, statystyki: s. 15 / z. 30 / cz. 15
Kiedy ostatnim razem postanowiła zapolować samotnie na gronostaja — wszystko poszło, jak najbardziej, po jej myśli. Co prawda uwielbiała łowy w grupie, kiedy mogli sobie wespół pozwolić na powalenie czegoś większego oraz bardziej wymagającego, jednak czasami po prostu miała ochotę pobyć sama. Mieć czas i przestrzeń na przemyślenia (chociaż, z drugiej strony, niełatwo wtedy było skupić się na polowaniu, bo myśli lubiły jej uciekać na całkiem inne tory). Obecnie głowę zaprzątał jej głównie Sikhanir. Wciąż się o przyjaciela martwiła i raczej nic nie zapowiadało, by kiedykolwiek miało przestać. Nawet, jeśli teraz po prostu musiała odstawić zamartwianie się na bok.
Zamyślona, nawet nie zorientowała się, kiedy znalazła się w okolicy wodopoju. Ugasiła pragnienie, szybko i pobieżnie, by zaraz wziąć głęboki oddech i znaleźć się w trybie myśliwego. Machiny do tropienia, gonienia i ubijania. Podniosła głowę i na początek zapoznała sie z mieszaniną zapachów, które rozciągały się w okolicy. Rozejrzała się po terenie, zapoznając się z jego obecnym stanem, lecz i wypatrując ewentualnych oznak czyjejś obecności. Najchętniej znów pogoniłaby gronostaja, bo dlaczego nie? Ostatni raz wspomina całkiem nieźle. Pochyliła się w końcu, przytknąwszy nos bliżej podłoża zaczęła węszyć. Oczy raz po raz zapoznawały się z otoczeniem, gdy łapy nadały tempa krokom. Zapuszczała się w zarośla, nieco oddalając od wody. Tropów było całe mrowie — przy takim upale byle kałuże były tłocznie oblegane.
MYŚLIWY P. 1
Mechanika – obniża siłę/zręczność wymaganą do wytropienia zwierzyny o ¼.
Myśliwy otrzymuje dodatkowy 1 PD za odbyte polowanie.
Koszt – 30 energii
Wodopój
: 20 lip 2025, 16:06
autor: Arithra
Niestrudzenie przedzierała się przez coraz wyższe trawy, krzewy i inne zarośla, oddalając się od wodopoju. Kiedy zaś zorientowała się, iż zaczłapała nieco zbyt daleko — zmieniała kierunek człapania, by całkiem nie zawieruszyć się w gąszczu trudnych spraaaaw. Co jakiś czas przecinała się z jakimś szlakiem wydeptanym wcześniej przez zwierzęta, jednak na ogół to większa zwierzyna lepiej wydeptywała trawę, więc nie szukała absolutnie "twórców" tych dróżek i ścieżek. Gronostaj, nie ważący pewnie nawet kilograma, nie pozostawiał zbyt wiele widocznych śladów swojej obecności. Być może dlatego wytropienie łasicy bywa upierdliwe i zajmuje czasami zdecydowanie zbyt wiele czasu, zwłaszcza w odniesieniu do tego, jak łatwo ukrócić mu życie i jak niewiele mięsa dawał. Arithra jednak zwykle nie polowała jedynie dla samego zaspokojenia głodu. Ćwiczyła. W pojedynkę trenowanie powalenia czegoś większego wiązało się już z ryzykiem. Gdyby na przykład dostała w łeb i straciła przytomność — nie miała przy sobie nikogo, kto byłby w stanie zaciągnąć ją do uzdrowiciela.
W pewnym momencie kątem oka zarejestrowała drobne poruszenie. Coś niewielkiego przemknęło może z pięć metrów od niej, poruszając delikatnie źdźbłami trawy. Cóż, możliwe, że gdyby nie jej pełne skupienie — nie dostrzegłaby tej subtelnej wskazówki. Obróciła szybko głowę, mierząc kierunek poruszania się zwierzyny. Jej nozdrza zadrżały delikatnie, wychwytując zapach gronostaja. Nie poczuła go wcześniej, zaaferowana tropami innej zwierzyny, pośród których ta konkretna woń po prostu na chwilę się zawieruszyła. Zamarła w bezruchu, pospiesznie dokonując analizy sytuacji.
Postanowiła, że najsensowniej będzie po prostu zgrabnym susem rzucić się na ofiarę, nim ją spłoszy swoją samą obecnością. Zwłaszcza, że zwierzak wciąż znajdował się całkiem blisko...
Wodopój
: 20 lip 2025, 16:22
autor: Arithra
Odbiła się mocno tylnymi łapami od podłoża, zaraz po tym, jak już jak najbardziej precyzyjnie oszacowała położenie ofiary. Gronostaj poruszył się, załamał trawy z cichym szelestem — jednak wystarczyło, żeby wilczyca ruszyła. Jej ciało zadziałało niczym sprężyna, w jednej mikrosekundzie ściągając się, a w kolejnej gwałtownie prostując, wyrzucając Arithrę do przodu. Gronostaj nie zdążył umknąć, nim znalazł się pomiędzy "dłońmi" samicy.
A zaraz potem znalazł się pomiędzy jej zębami. Pisnął, próbował uciekać, wywijając zabawnie giętkie ciałko i machając łapkami, chcąc — być może — naruszyć Arithrę pazurkami. Nie z nią jednak te numery. Zgrabnie uniknęła każdej z prób, zakleszczając szczęki na szyi zwierzaka, tuż za jego łebkiem. Zgrabnie zarzuciła łbem, skręcając mu kark. Odebranie życia tego typu ofierze zwykle jest całkiem proste, szybkie i na ogół bezbolesne. Dla wilka.
Posiliła się, wróciła do wodopoju raz jeszcze ugasić pragnienie, po czym oddaliła się, spełniona i zadowolona.
polowanie
zakończone powodzeniem
/ zt.